Stokrotki księdza Wojciecha

Sutanna.

Na drugim roku seminarium zmarł ojciec Wojciecha Piwowarczyka. Podczas wakacji kleryk czuł się zobowiązany do pomocy rodzinie w gospodarstwie. W pracy na polu przeszkadzała mu gruba sutanna, której pod żadnym pozorem nie zdejmował. Takią postawę miał do końca życia. Chciał wszędzie świadczyć o kapłaństwie.

Żołnierz.

Podczas nauki w gimnazjum młody Wojciech pragnął, podobnie do swoich kolegów, zgłosić się jako ochotnik do walki z Rosją bolszewicką w obronie Lwowa. Nie otrzymał jednak zgody swoich rodziców. Bardzo mocno to przeżył, ale przeciwstawienie się woli ojca i matki było nie do pomyślenia. W wakacje 1922 roku wyjechał na wojskowy obóz szkoleniowy. Jednak po dwóch tygodniach z powodu ciężkiej choroby musiał wrócić do domu. Tak zakończyła się na dobre jego kariera żołnierska. Przyszłość pokazała, że miał służyć w innym mundurze.

W obliczu cierpienia.

W dniu 5 września 1939 roku podczas bombardowania Kielc przez niemieckie samoloty ks. Wojciech Piwowarczyk razem z ks. bp. Sufraganem Franciszkiem Sonikiem z narażeniem życia spowiadali na ulicy. Opatrywali również rannych żołnierzy i cywilów, a później przewozili ich do Szpitala św. Aleksandra. Martwe ciała żołnierzy wywozili do wspólnego grobu wykopanego na cmentarzu kieleckim.

Świętych obcowanie.

W czerwcu 1991 roku podczas wizyty w Kielcach Ojciec Święty Jan Paweł II usłyszawszy, że „na balkonie przy ul. Czerwonego Krzyża, na wózku inwalidzkim jest obecny ojciec duchowny – senior kapłanów”, udzielił mu błogosławieństwa. Rok później, 27 lipca 1992 roku ksiądz Wojciech Piwowarczyk odszedł do Pana w opinii świętości. Papież Polak przysłał telegram kondolencyjny, w którym napisał: „Posiadał szczególny charyzmat gromadzenia wokół siebie osób pragnących wspinać się na szczyty świętości chrześcijańskiej, będąc dla nich wzorem i przewodnikiem”.

Pokora.

Podczas studiów w Warszawie ks. Wojciech zetknął się z zakonnicą bezhabitową, która krytykowała jego kazania. Zarzucała mu brak przygotowania i powierzchowność. Ksiądz Wojciech z wdzięcznością przyjął te uwagi, ponieważ były przekonujące i przedstawione w duchu życzliwości. Postanowił lepiej się przygotowywać do kazań poprzez modlitwę, refleksję i literaturę ascetyczną.

Świeccy i piękno.

Ksiądz Wojciech był gorącym orędownikiem większego udziału świeckich w życiu Kościoła. Mobilizował ludzi uzdolnionych do realizowania własnych pomysłów i przygotowania okolicznościowych dekoracji na poszczególne święta liturgiczne. Przekonywał, że tajemnicę prawd Bożych trzeba przekazywać również pięknym artystycznym wystrojem kościoła oddziałującym na zmysły.

Wolontariat.

Ksiądz Wojciech od 1960 roku pełnił funkcję diecezjalnego referenta dobroczynności. Potrafił angażować do działań społecznych zarówno osoby duchowne jak i świeckie. Skierował apel do wiernych w poszczególnych parafiach, po którym zaczęły się zgłaszać wolontariuszki w różnym wieku gotowe poświęcić swój czas na szczytną służbę samarytańską. Chodziło o odnalezienie potrzebujących, dotarcie do nich i udzielenie wsparcia. Przyjęła się nazwa „opiekunek charytatywnych”. Ogółem było ich około 1200.

Gościnny.

Pewnego razu ojciec Wojciech chciał w swoim mieszkaniu porozmawiać z kimś na osobności. W Jego gabinecie była grupka młodych, w kuchni też parę osób, w zakrystii-parę, na balkonie dwie. Ojciec zdeterminowany zaproponował łazienkę, a tam studentka uczyła się do egzaminu! Ojciec ostatecznie był zmuszony rozmawiać stojąc w kącie na korytarzu przy drzwiach, zastawiony przez stojący wieszak pełny okryć!

Honor.

Na jednych z wczasorekolekcji Ojciec po pogodnym wieczorku, wezwał jedną z organizatorek na dywanik. Nie podobał mu się konkurs tańca, w którym wygrywała para, najdłużej tańcząca na składanej na pół gazecie. Broniła się, że nie widząc w tym nic złego i tak się rozstali. Na drugi dzień Ojciec poprosił ją do pokoju i powiedział: „przepraszam, bo pewnie zrobiłem przykrość”. Była tak zaskoczona, że nie wiedziała o czym mówi. Kiedy się wyjaśniło, była zawstydzona, że znacznie starszy od niej kapłan i jej mentor ją przepraszał.

Dobra pamięć.

W Szewnej, Basia, jedna z opiekunek, postawiła przy wystawionym Najświętszym Sakramencie bukiet nagietków i wyjechała, gdyż zaczynał się rok szkolny. Ojciec kazał Zosi usunąć ten bukiet, ale Ona powiedziała, że nie usunie skoro postawiła je koleżanka. Po miesiącu Basia przyjechała do Kielc, a Ojciec ją pyta: „Basia lubi jajecznicę?” Odpowiedziała „nie specjalnie”, wówczas zapytał, czemu postawiła kwiaty, które ją przypominają.

Wyjątkowo.

Każdego roku wczasorekolekcje odwiedzał ks. bp ordynariusz Stanisław Szymecki. Zwykle grupa liczyła prawie 100 osób, więc żeby było mniej zmywania wszyscy jadali na głębokich talerzach oba dania. Jadalnię stanowiła duża sala z ustawionymi dookoła stołami, która zmieniała swój charakter stosownie do potrzeb. Raz organizatorzy zaprosili ks. biskupa na obiad. Ojciec uprzedził gościa, żeby zjadł dokładnie zupę, aby dostać drugie danie, po czym sam odstawił talerz głęboki. Biskup zauważył i zapytał – czy Ojciec się zapomniał? Ojciec wtedy: „Ekscelencjo, żartowałem – nas dzisiaj potraktują wyjątkowo”.

Bohater.

Biskup Szymecki odwiedził wczasorekolekcje w Zielenicach, gdzie Ojciec oddał swoje drzwi od pokoju na pochylnię, służącą na schodach wózkom inwalidzkim. Widząc zasłonkę w drzwiach ks. biskup powiedział; „tak może zrobić tylko Ojciec-to bohater!”.

Szczera radość.

Jednego roku dwa turnusy odbywały się w tym samy czasie w różnych miejscach. Ojciec Wojciech był z grupą w Zielenicach, ale przyjechał odwiedzić drugą grupę do Sułoszowej. Miał wtedy ok. 84 lat i kiedy ledwo żywy wysiadał z „malucha” – ze wszystkich stron zaczęli biec do niego niepełnosprawni, pozdrawiając radośnie. To była wzruszająca scena!